FACEBOOK...

Komentowane artykuły...

Justyna Adamus dzieli się talentem!

Justyna Adamus, uczennica Powiatowego Zespołu Nr 9 Szkół im. Marii Dąbrowskiej w Kętach pochwalić się może wielkim talentem. Wiele wskazuje na to, że niebawem będzie podpisywała dedykacje na własnej książce... Oto jej opowiadania:

Dźwięk ciszy

Echo kroków odbiło się od ścian pustej uliczki. Kamień brukowy był jeszcze mokry od
deszczu, gdy znalazłam się w okręgu nikłego światła latarni. Zagubiona próbowałam
wypatrzeć wśród mroku choć jednego przechodnia gotowego wskazać mi drogę wyjścia
z przepełnionych ciszą zaułków. Drżącymi dłońmi poprawiłam zimny, wilgotny kołnierz kurtki
i ruszyłam dalej w stronę odległego, unoszącego się nad miastem światła neonu.
Oczarował mnie jego blask. Przyciągał, hipnotyzował. Nie zauważyłam nawet, kiedy
przyspieszyłam kroku, by jak najszybciej znaleźć się przy źródle ostrego światła. Mijając
kolejne ulice, dotarłam w końcu na rozległy plac, otoczony zewsząd kamienicami, nad
którymi dominował olbrzymi biurowiec – budynek ze szkła i stali. Z każdego okna biło nagie
światło neonu, odsłaniając ukrytych w mroku ludzi. Było ich dziesięć tysięcy, może więcej.
Klęczący przed budynkiem, niewydający żadnych odgłosów. Ostrożnie wkroczyłam między
nich, rozglądając się uważnie. Wielu trzymało w dłoniach telefony, pisząc do innych smsy
i rozmawiając bez mówienia. Uszy niektórych zdobiły głuche słuchawki – nie słysząc,
nasłuchiwali. Zapatrzona w nich prawie wpadłam na klęczącego opodal mężczyznę. Wspierał
się na gitarze bez strun, w miejscu których drżąca dłoń wygrywała pieśni pozbawione głosu.
I żaden z nich nie odważył się zakłócić dźwięku ciszy.
Nieokreślony niepokój zaciskał swoje szpony na mojej szyi, nie pozwalając na
wydobycie choćby jednego krzyku protestu. Obłąkane oczy klęczących wpatrywały się
pokornie w władcę milczącego świata, neonowego boga, którego sami stworzyli. Spojrzałam
w kierunku biurowca z nieopisaną nienawiścią, czując jednocześnie, jak wszystko we mnie
krzyczy, nie daje się uciszyć. Wbrew płochliwym ostrzeżeniom innych, kładących palce
wskazujące na usta, dobyłam głos z głębi siebie. Z początku cichy, uniósł się nad głowami
uniżonych, zmuszając ich do odwrócenia głowy w kierunku Tego, który śmiał przerwać
milczenie:
- Głupcy, nie dajcie się opętać ciszy! – drżenie własnego głosu jedynie obudziło moją
zuchwałość – Odwróćcie się od światła neonu, przerwijcie swoją udrękę!
Ale moje słowa, niczym głuche uderzenia deszczu, spadały wraz z kroplami zimna na głowy
nierozumiejących ludzi, odwracające się z powrotem w stronę nowego boga. Blask neonu
padł na mnie, tryumfująco rozjaśniając wszystko swoim światłem i przenikając przez krople
wody. Wycofałam się z rynku, przełykając gorzki smak porażki. Odeszłam w ciemne uliczki,
przekonana, że w tym świecie ciszy nie wszystko umilkło. Podążał za mną wiatr, szepczący
wokół słowa proroków, zapisane na ścianach metra i pustych kamienic.
„Nie pozwólmy, by świat odebrał nam głos”…
Wibrujący telefon spadł na podłogę, a urwana piosenka z odtwarzacza rozbrzmiała
 w całym pokoju. Nie otwierając oczu, odnalazłam źródło muzyki i odruchowo ściszyłam głos
- jak za każdym razem, kiedy zdarzało mi się zasnąć ze słuchawkami w uszach. Półprzytomna
zwlokłam się z łóżka, by tak jak każdego dnia udać się do kuchni na śniadanie. Z dala dobiegły
mnie przyjazne dźwięki radia, bulgot gotującej się w pogwizdującym czajniku wody oraz głos
mamy, tłumaczącej coś cierpliwie mojemu bratu.
- …żyjemy w czasach, w których człowiek nie pamięta już głosu swojego najbliższego
przyjaciela – mówiła zamyślona, a ja zauważyłam, jak brat chowa telefon pod stołem, pisząc
coś ukradkiem – Ludzie tracą naprawdę cenny dar, jakim jest rozmowa. Nie potrafią spojrzeć
sobie w oczy, a tym bardziej się słuchać.
Zagłębiona w myślach usiadłam przy stole, podczas gdy mama zmieniła temat rozmowy na
sprawy bardziej przyziemne jak zbliżająca się wizyta cioci i weekendowa wycieczka nad
jezioro. Brat schował smartfona do kieszeni, zagłębiając się bez reszty w swoje plany.
Mimo tego mój sen wciąż mnie prześladował, podsycany jeszcze przez słowa
radiowego wokalisty, śpiewającego o dźwięku ciszy. I o słowach proroków, zapisanych na
ścianach metra i pustych kamienic.
Nie pozwólmy, by świat odebrał nam głos. Nie dajmy się uciszyć.

 

Odnawiam dusze

Tego letniego popołudnia na dworcu zgromadziło się wielu ludzi. Pociągi
odjeżdżały jeden za drugim, poprzedzane nerwowymi gwizdami oraz monotonnym
i nieco trzeszczącym głosem wydobywającym się z głośników. Usiadłem w swoim
przedziale, przecierając zmęczone oczy. Korzystając z wolnej chwili, wyciągnąłem
nieco pogniecioną kartkę ze sfatygowanej licznymi podróżami torby na ramię.
Nakreśliłem niezbędne dane adresata z mocnym postanowieniem, że tym razem uda
mi się wysłać list w pierwszym lepszym mieście, do którego trafię.
Kochanie!
Dłoń z długopisem zawisła nad rozpoczętym listem,  niezdolna do napisania choćby
jednego słowa. Zawahałem się, patrząc na zwrot do adresata. W końcu zdołałem
przelać na kartkę to, co usłyszałem w płynącej wcześniej w radiu piosence:
Jestem już w drodze tyle lat. Mam taki bardzo rzadki fach – odnawiam dusze…
Zły na siebie przerwałem pisanie i zgniotłem list w kulkę. Ten list nie ma sensu
Spojrzałem za okno, gdzie tłumy ludzi krążyły po peronie, wymieniając ostatnie
uściski z najbliższymi. Przyglądałem im się przez chwilę w całkowitej zadumie.
Niektórzy płakali i otrząsnąwszy się od razu, sięgali po komórki i znikali w świecie
zdominowanym przez ich własne sprawy. Moją szczególną uwagę zwróciła dwójka
zaniepokojonych dorosłych, którzy pomagali wnieść bagaże starszej kobiecie. Gdy
tylko zniknęła w pociągu, uśmiechnęli się do siebie porozumiewawczo, natychmiast
zrzucając z twarzy maski apatii. Ruszyli ku wyjściu zadowoleni, śmiejąc się
i żartując. Zauważyłem jeszcze, jak kobiecina wychodzi z pociągu. Szukała ich
wśród tłumu, po czym zawiedziona wsiadła z powrotem, spuszczając głowę.
Pociąg ruszył wśród przejmującego gwizdu i okrzyków radości najmłodszych
pasażerów gotowych na rozpoczęcie swojej podróży w świat. Pozostałe miejsca
w moim przedziale zajęła dwójka młodych ludzi oraz owa nieszczęsna, osamotniona
staruszka. Chłopak ze swoją dziewczyną usiedli naprzeciw mnie, po lewej stronie,
natomiast starsza kobieta usadowiła się po prawej, uprzednio spytawszy o wolne
miejsce. Odpowiedziałem z  życzliwym uśmiechem, co  jej spragnione dobroci
oblicze przyjęło z wdzięcznością. Moje myśli próbowały odgadnąć, co kryje się za
tymi smutnymi oczyma, które niemal natychmiast utkwiła w stronnicach wyciągniętej
z torebki książki. Gdy przewróciła pierwsze strony, zza okładki wypadła ozdobiona
kolorowymi rysunkami kwiatów koperta. Kobieta musiała jej nie zauważyć,
pochłonięta czytaniem. Schyliłem się i ostrożnie podniosłem zgubę, oddając
zaskoczonej właścicielce:
- Przepraszam bardzo, to chyba Pani. Wypadła z książki…
Uśmiechnęła się do mnie z cichutkim „dziękuję” i drżącymi dłońmi otworzyła list,
wyjmując ze środka złożoną kartkę papieru. Był to rysunek przedstawiający
siwowłosą kobietę ubraną w suknię w kwiaty i otoczoną sercami. Nad tym rysunkiem,
którego autor mógł mieć około ośmiu lat, rozpinał się wielki napis niewprawionej
jeszcze w pisaniu ręki: KOCHAM CIE BABCIU! MIŁEJ PODRÓŻY!
Kątem oka dostrzegłem, jak po pokrytych zmarszczkami policzkach spływają ciche
zły. Widząc, że wśród licznych skarbów i niezbędników tworzących zawartość jej
torebki nie może znaleźć chusteczki, podałem kobiecie swoją paczkę. Podziękowała
i spojrzała na mnie śmielej.  W oczach  staruszki tańczyły iskierki szczęścia - radość
człowieka, który poczuł się kochany. Z uśmiechem na ustach wróciła do lektury,
włożywszy swój cenny list między stronnice opowieści.
Zagłębiłem się we własnych myślach, patrząc to na płynący za oknem pejzaż,
to znów na zwiniętą kartkę papieru w mojej dłoni. W końcu rozprostowałem ją
z trudem i po raz kolejny podjąłem się trudnej sztuki pisania listu, zapomnianej
w erze telefonów komórkowych i Internetu.
…Życie ucieka Bóg wie gdzie, ale gdy patrzę na mijane krajobrazy czuję, że jest
w tym sens. I choćbym chciał normalnie żyć, by zmienić to nie zrobię nic…
Oderwałem wzrok od wymiętej kartki papieru, przenosząc go na siedzących przede
mną pasażerów. Młoda para, zdaje się, zupełnie ze sobą nie rozmawiała. Chłopak,
wyglądający na dwudziestolatka, wpatrywał się bezuczuciowo w telefon dotykowy w
swoich dłoniach, grając na nim bez przerwy. Jego dziewczyna, artystka, rysowała
coś w położonym na kolanach bloku. Każda próba pochwalenia się rysunkiem
kończyła się zupełną ignorancją ze strony partnera i stopniowo gasiła zapał w oczach
młodej twórczyni. Odsunęła się od chłopaka, co jakiś czas posyłając mu smutne
spojrzenie, którego on nawet nie dostrzegał. Zmarszczyłem brwi, odstawiłem mój list
na bok. Bez wahania poprosiłem dziewczynę o jedną kartkę z bloku. Podała mi ją
z nieśmiałym uśmiechem. Zauważyłem, jak próbuje niezauważalnie schować swoje
szkice krajobrazu przed moim wzrokiem. Na otrzymanej kartce pospiesznie
nakreśliłem parę słów, po czym spytałem siedzącą obok mnie kobietę o kopertę. Na
pytanie, czy wzór w kwiatki mi nie przeszkadza, przytaknąłem. Zapakowałem
nietypowy list, po czym, poprawiając coś przy bagażu, obojętnie rzuciłem kopertę  na
kolana mojego zajętego telefonem pasażera. Zdziwiony spojrzał na mnie z ukosa.
Przez chwilę obawiałem się, że nie otworzy, jednak po chwili odłożył telefon.
Niepewnie wyjął kartę, odczytując na niej następujące słowa:
Spójrz na Nią. Od paru minut błaga Cię choćby o jeden uśmiech.
Zasługuje na to, by go otrzymać, prawda?
Chłopak spojrzał na mnie krzywo, następnie ukradkiem popatrzył na odwróconą do
niego plecami dziewczynę, szkicującą właśnie kontury pędzącego pociągu. Ostrożnie
złożył list i przysunął się do artystki. Zaskoczona odwróciła się, czując obejmujące ją
ramiona. Usta dwudziestolatka pierwszy raz od wejścia do przedziału rozciągnęły się
w czułym uśmiechu, szepcząc dziewczynie słowa przeznaczone wyłącznie dla jej
uszu. Uśmiechnęła się do chłopaka promiennie, wtulając w jego ramiona.
Podczas gdy młodzi zagłębili się w rozmowie, ja z przyjemnością wróciłem do
przerwanego listu. Widząc uśmiechy na poszczególnych twarzach współtowarzyszy
podróży, wiedziałem już, jak mam zakończyć mój krótki list. Znajdując się właśnie
w takich sytuacjach, człowiek odkrywa sens życia. Na czym on więc polega? Właśnie
na wskazywaniu innym drogi do szczęścia, którą tak łatwo można zgubić lub
pominąć. Na wzbudzaniu uśpionego przez smutek uśmiechu.
Chciałem to dawno rzucić w kąt, lecz umiem robić tylko to…
Odnawiam dusze.
Złożyłem list i położyłem obok rysunku leżącego na stoliku pod oknem. Ostatnie
promienie słońca padały na uśmiechnięte twarze czworga naszkicowanych postaci
pędzących ku lepszej przyszłości.

Komentarze

  • abcdefg 2018-10-25 17:35:44

  • plusewaplus 2018-03-10 14:48:53
    Piękne kolory każdego słowa, wyrażne i łączące się w barwie. Wielki sukces Justyna!

  • Tadeusz 2016-02-09 11:12:55
    Miło,że ktoś tak barwnie i emocjonalnie pisze.Wypada dla ścisłości,a może i podpowiedzi autorce,że to nie są opowiadania a raczej proza poetycka.|I czekamy na dalszą-prozę poetycką.

  • Tutaj możesz zostawić komentarz aby to zrobić musisz być zalogowany. Możesz to zrobić tutaj...